Dagmara ma 30 lat, męża i dwójkę małych dzieci – jej syn ma 3 lata, a córka niecały roczek. Odkąd urodziła pierwsze dziecko, nie pracuje. Zajmuje się domem i opieką nad dziećmi. Mąż Dagmary prowadzi firmę budowlaną i utrzymuje rodzinę. Z relacji kobiety mąż zawsze „był oszczędny”. Z początku nawet jej to imponowało, wydawał się być taki rozsądny i odpowiedzialny. Czuła się przy nim bezpiecznie. W ostatnich latach (zbiegło się to z narodzinami synka i przerwaniem pracy zawodowej przez Dagmarę) „oszczędność” męża stawała się coraz bardziej nasilona i uciążliwa. Zaczęło się od proszenia Dagmary o zbieranie paragonów i kupowanie rzeczy głównie na promocjach, teraz mąż wymaga wprowadzania wszystkich wydatków do tabelek w Excelu. Jeśli w zestawieniu coś się nie zgadza, „potrąca” różnicę w cotygodniowej kwocie, którą Dagmara od niego otrzymuje. Gdy Dagmarze zabraknie pieniędzy, musi prosić męża o dodatkową kwotę i – jak sama mówi – „mocno się z tego tłumaczyć”. Równocześnie, mąż ostatnio kupił sobie drogi zegarek twierdząc, że mu się „coś od życia należy, w końcu ciężko pracuje”. Zdarzają się sytuacje, w których mąż ironicznie mówi Dagmarze, że przecież ona „tylko siedzi z dziećmi w domu”, a „prawdziwą pracę” ma on.
Marta od kilku lat jest zatrudniona w firmie transportowej swojego męża. Jest to zatrudnienie tak naprawdę fikcyjne. Kobieta jedynie figuruje jako osoba zatrudniona na stanowisku asystentki biura. Mąż co miesiąc wypłaca jej „wynagrodzenie”, które trafia na „wspólne” konto, do którego jedynie on ma dostęp. Marta nie ma więc ani prawdziwej pracy, ani pieniędzy. Nie jest też oficjalnie bezrobotna, więc nie może iść do urzędu pracy, żeby wnioskować np. o zasiłek lub dotację na kurs czy założenie własnej działalności. Kilkukrotnie myślała o „zwolnieniu się” z rodzinnej firmy; kiedyś nawet wspomniała o tym mężowi, jednak ten w złości zagroził jej, że nie otrzyma od niego żadnego świadectwa pracy. W pewnym momencie Marta zdała sobie sprawę, że nawet nie wie, czy mąż odprowadza za nią składki ZUS. Mąż kobiety zniechęca ją do pójścia do urzędu skarbowego, twierdząc, że jakakolwiek kontrola oznacza koniec jego biznesu, a co za tym idzie – koniec ich dobrobytu i dobrobytu dwójki ich wspólnych dzieci. Marta czuje się, jakby była w potrzasku: kiedy próbuje „po dobroci” wyjaśniać mężowi, że nie opłaca mu się jej „zatrudniać”, ten zdaje się nie słyszeć jej argumentów; kiedy kobieta próbuje ostrzej przedstawić sprawę, mąż staje się agresywny słownie, straszy ją bankructwem firmy czy odmową wydania świadectwa pracy.
Zuzanna pracuje jako szefowa działu marketingu w dużej, między narodowej korporacji. Jej zarobki osiągają bardzo dobry poziom. Mąż Zuzanny jest muzykiem, nie ma stałej pracy, a ostatnio otrzymuje mniej zleceń. Zdarzało się, że mąż zaciągał zobowiązania finansowe, których później nie był w stanie spłacać i spadało to na barki kobiety. Przez długi zaciągane przez męża, jakość życia ich rodziny (para ma dwie nastoletnie córki) jest niższa niż mogłaby być, biorąc pod uwagę zarobki kobiety. Kiedy Zuzanna namawia męża, żeby ten podjął jakąś bardziej pewną pracę (zatrudnił się np. jako nauczyciel gry na instrumencie lub poszedł na jakiś kurs i przekwalifikował się), ten konsekwentnie odmawia, twierdząc, że jest „artystą” a nie „podrzędnym nauczycielem”. Najczęściej w takich rozmowach mąż ma pretensję do żony, że ta w niego „nie wierzy” i go „nie wspiera”. Zuzanna żyje w ciągłej niepewności – nie wie, czy mąż nie zaciągnie znowu jakiegoś długu, który później będzie musiała spłacać.
Co łączy te z pozoru zupełnie odmienne historie? Otóż wszystkie opisane w przykładach kobiety są ofiarami przemocy ekonomicznej ze strony swoich mężów/ partnerów.
Czym jest przemoc ekonomiczna?
Pierwsze nasze skojarzenie to uzależnienie finansowe współmałżonka, tj. klasyczne wydzielanie pieniędzy, ograniczanie drugiej stronie korzystanie ze wspólnych pieniędzy, nadmierne kontrolowanie ich wydawania. Często objawia się w ciągłym podkreślaniu przez osobę stosującą przemoc finansową: „wszystko, co mamy to dzięki mojej pracy, to ja pracuję i zarabiam i te rzeczy mamy tylko dzięki mnie”. Niemniej, nie tylko kontrolowanie czy odcinanie partnera od pieniędzy to przykłady przemocy ekonomicznej. To również unikanie pracy zarobkowej i zmuszanie drugiej strony do ponoszenia kosztów utrzymania małżonka. Przemoc ekonomiczna ma miejsce również wtedy, gdy partner utrudnia lub całkowicie uniemożliwia drugiej stronie podjęcie pracy czy doszkalanie się.
Dlaczego wyjście z przemocy ekonomicznej jest takie trudne?
Być może postronny obserwator widząc, jak mąż wydziela żonie każdą przysłowiową złotówkę mógłby zapytać siebie ze sumieniem: „dlaczego ona z nim nadal jest? Dlaczego nie pójdzie do prawnika i nie weźmie po prostu rozwodu?” Sprawa nie jest jednak taka prosta. Żeby lepiej zrozumieć sytuację osoby, która pada ofiarą przemocy ekonomicznej, warto znać pewne psychologiczne mechanizmy działania przemocowych relacji. O nich – na potrzeby tego artykułu – opowie psycholożka i psychoterapeutka, Justyna Rokuszewska.
Jeden z takich mechanizmów nazywa się efektem „psychologicznej pułapki”. Polega on na tym, że ofiara przemocy jest przekonana, że zbyt wiele zainwestowała w stworzenie, a następnie utrzymanie związku małżeńskiego, aby go mogła tak po prostu odejść. Czuje się odpowiedzialna za zaistniałą sytuację i najczęściej przypisuje sobie winę za przemocowe zachowania męża. To są te wszystkie sytuacje, w których kobieta pyta sama siebie „a może on ma rację nazywając mnie darmozjadem? W końcu od lat nie pracuję, zajmuję się tylko domem i dziećmi”. Kobieta dąży zatem za wszelką cenę do poprawy relacji poprzez całkowite dostosowanie się do wymagań partnera. Stara się być uległa, „nie wychylać się”, przestrzegać tych wszystkich reguł, które narzuca partner. Najczęściej nie przynosi to zamierzonego efektu. W którymś momencie on i tak jest niezadowolony (bo za dużo jego zdaniem wydała, bo nie wpisała jakiegoś wydatku do Excela itp.) To prowadzi do poczucia, że cokolwiek by nie zrobiła, nie będzie to miało żadnego znaczenia – i tak nie zadowoli męża. Powyższe zjawisko zostało nazwane przez amerykańskiego psychologa społecznego, Martina Seligmana wyuczoną bezradnością. Jeśli taki stan utrzymuje się przez lata, kobieta zaczyna myśleć o sobie, że nie jest sprawcza, że nie poradzi sobie bez męża.
Inny mechanizm, który utrudnia kobietom wyjście z przemocowych związków można opisać za pomocą syndromu gotującej żaby. Francuski filozof Oliver Clark zaobserwował, że jeśli włożymy żabę do garnka z wrzątkiem, to natychmiast wyskoczy. Jeśli natomiast włożymy żabę do garnka z chłodną wodą i będziemy ją wolno podgrzewać aż do wrzenia, to żaba ugotuje się i zginie. Syndromem gotującej się żaby nazywany stopniowe zwiększanie emocjonalnego zmęczenia, które wynika z tkwienia w trudnej dla nas sytuacji. Nasza psychika wkłada wtedy wysiłek, by się przystosować do tych nieadaptacyjnych warunków. Kiedy sytuacja zaczyna być bardzo trudna (woda w garnku jest już wrząca) brakuje nam już sił i zasobów, by z niej uciec. Może gdyby mąż zaraz po ślubie odciął żonę od wspólnego konta i zaczął jej wydzielać każdą złotówkę, to część kobiet miałaby jeszcze siły, by uciekać od takiego partnera najdalej jak się da? Należy pamiętać, że większość przemocowych relacji zaczyna się sielankowo. W miarę budowania zaufania i zwiększania zależności, nasilają się zachowania przemocowe. Ofiara nie zauważa postępu tego mechanizmu, ponieważ jest on rozciągnięty w czasie. Może też być tak, że nie widzi pewnych rzeczy, bo zna je z historii własnego życia (np. wychowywała się w domu, w którym ojciec stosował przemoc ekonomiczną wobec matki). Często dopiero kontakt z osobą trzecią (np. psychoterapeutą) pomaga kobiecie uzmysłowić sobie, że jest ona ofiarą przemocy ekonomicznej i później podjąć kroki, mające na celu wyjście z przemocowej relacji.
Gdy zapada decyzja – biorę rozwód z powodu przemocy ekonomicznej
Zdarza się, że kobieta tkwiąca w związku, w którym jest ofiarą przemocy ekonomicznej, postanawia się rozwieść. Nierzadko ma ona w takiej sytuacji wiele obaw o swoją przyszłość (jak sama będzie w stanie się utrzymać? Za co opłaci adwokata? Jak udowodni przed sądem to, że mąż stosował przemoc ekonomiczną? W końcu nie zostawia ona po sobie żadnych śladów w postaci np. siniaków, jak to ma miejsce przy przemocy fizycznej).
Decydując się na rozwód z pobudek ekonomicznych, żądając wyłącznej winy męża/ żony musimy udowodnić, że stosowana przez męża/ żonę przemoc była powodem rozpadu małżeństwa. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 28 stycznia 2004 r., wskazał, iż: „(…) za zawinione, na gruncie przepisów rozwodowych, uznaje się działania lub zaniechania małżonka będące wyrazem jego woli, które stanowią naruszenie obowiązków wynikających z przepisów prawa małżeńskiego (art. 23 KRO, art. 24 KRO, art. 27 KRO) lub „zasad współżycia społecznego i prowadzą do zupełnego i trwałego rozkładu pożycia”. Obowiązkami małżeńskimi są: obowiązek wspólnego pożycia, obowiązek wzajemnej pomocy, obowiązek wierności i obowiązek współdziałania dla dobra założonej rodziny.
Dlatego też, przyjmuje się, iż współmałżonek stosujący przemoc ekonomiczną narusza m. in. obowiązek współdziałania dla dobra założonej rodziny.
Warto pamiętać, że przemoc ekonomiczna jest rodzajem przemocy psychicznej: mamy jedną stronę, która dominuje nad drugą. To wpisuje się w definicję przemocy, dlatego oprócz złożenia pozwu o rozwód, mamy również inne instrumenty prawne w celu swojej ochrony– m.in. złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa na podstawie art. 207 k.k. do właściwej miejscowo Prokuratury, zaleca się również skorzystanie z pomocy Ośrodka Pomocy Społecznej.
Rozwód to niewątpliwie trudne i stresujące wydarzenie. Jeśli decyzja o rozwodzie zapada po kilku czy kilkunastu latach bycia ofiarą przemocy ekonomicznej, może być tym bardziej trudno. Dlatego warto nie zostać z tym problemem samemu i wesprzeć się profesjonalną pomocą prawną. Doświadczony adwokat może wskazać, jak przygotować się do całego procesu, jakie prawa nam przysługują, jakie są różne wyjścia z danej sytuacji, poparte konkretnymi zapisami w kodeksach. Dodatkowo, pomoże przebrnąć przez cały proces, dzięki czemu nie będzie on tak ciężki, jak z początku mógłby się wydawać.
Katarzyna Pyszkowska, adwokat
Justyna Rokuszewska, psychoterapeutka